
Poszukiwacz wnętrza 13/15
* * *
8 Maja - Poniedziałek - notatnik poszukiwania
Nie mogłem. Nie potrafiłem zdobyć się na to... Lecz zacznę od początku.
Jeszcze dziś rano postanowiłem zmienić nieco plan i przeprowadzić sprawę
przewozu "obiektu" do laboratorium, w stanie uśpienia (środki nasenne), a
nie w stanie pełnej świadomości, jak to zakładałem w poprzednich planach.
Dzisiaj wieczorem spotkałem się z Susan i postanowiłem wykonać punkt
uśpienia jej, przez wstrzyknięcie lub wlanie do herbaty przygotowanego
wcześniej specyfiku nasennego (tego samego, którego użyłem w przypadku
zakonnicy).
I właśnie tutaj zaczął się problem - nie byłem w stanie
zdecydować się na podjęcie tego kroku. Nie wiem dlaczego, lecz zwlekałem z
każdą sekundą, mówiłem sobie, że jeszcze za wcześnie, że zacznę za 5 minut,
lecz dobrze wiedziałem, że już najwyższy czas... W końcu mój plan legł w
gruzach. Nic się nie udało, lecz - co gorsza - obawiam się, że może się już
nie udać. Mówiąc najprościej, boję się, że między mną a badanym obiektem...
zaistniał jakiś rodzaj więzi emocjonalnej..., lecz - obym się mylił, gdyż
nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co byłoby wtedy z moją życiową misją...
* * *
"Gdzie uderzy tym razem 'Szalony chirurg'? Czy już zaprzestał swych
zbrodni, czy tylko przyczaił się przed dokonaniem następnych?
Drodzy słuchacze. W moim dzisiejszym felietonie, chciałbym poruszyć
kwestię, którą od kilku dni nie zajmowałem się na naszej antenie. Sprawą tą
jest oczywiście psychopatyczny morderca, który terroryzował (lecz, czy nie
terroryzuje nadal?) nasze miasto jeszcze 2 tygodnie temu. No właśnie -
ostatnio coraz częściej spotykam się z opiniami wyrażanymi często
telefonicznie i listownie przez naszych słuchaczy, iż "Szalony Chirurg"
zrezygnował już z swej krwawej praktyki.
Opinie te, mimo, iż opierają się
na bardzo solidnych podstawach założeń i przesłanek, wydają mi się być
niezupełnie realne. Dlaczego? Wyobraźmy więc sobie człowieka, który nagle
odkrywa, iż przeznaczeniem jego życia jest... dokonywanie seryjnych
morderstw. Człowiek ten zaczyna realizować swój cel i - na prawdę dopiero
wtedy - rozumie, iż morderstwo jest właśnie tym, czego dotychczas
bezskutecznie szukał. Kiedy po kilku tygodniach zdaje sobie sprawę, iż jest
nieuchwytny przez policję, miałby rezygnować? Rezygnować dopiero wtedy, gdy
dochodzi do wniosku, iż jest w praktyce bezkarny? Nie wydaje mi się, by
było to możliwe.
Drodzy słuchacze. Nie chciałbym - bynajmniej - występować w roli proroka
zagłady, lecz sądzę, iż ostatni brak aktywności mordercy może świadczyć
jedynie o tym, że aktualnie przygotowuje on 'coś ekstra'... Co może to
oznaczać? Bardzo wiele możliwości: bomba w tramwaju lub na stacji metra,
zatrucie cyjankiem sieci wodociągowej miasta, rozpylenie na głównych
ulicach zarazków epidemii groźnej choroby... Myślę, że dalej nie muszę już
wymieniać wariantów działania szaleńca... Każdy, może sobie wyobrazić na
pewno milion sposobów masowej zagłady, a ten morderca dowiódł, iż dysponuje
całkiem pomysłową wyobraźnią..."
* * *
Siedział w samochodzie, zaparkowanym w najciemniejszym narożniku parkingu.
Do umówionego spotkania pozostawało mu jeszcze pół godziny czasu, lecz mimo
to nic nie wskazywało na to, by miał zamiar opuszczać w tym czasie parking.
Nawet dla niewprawionego w ocenie ludzi przechodnia, który w jakimś celu
wszedłby w ten ciemny kąt placu, musiałoby być jasne, iż kierowca
postawionego tam samochodu toczy ze sobą jakiś rodzaj wewnętrznej walki -
świadczył o tym już choćby bardzo często zmieniający się wyraz jego
twarzy...
Siedział za kierownicą swojego wozu i intensywnie nad czymś myślał.
Wiedział, że natrafił właśnie prawdopodobnie na problem, z którym zbyt
łatwo sobie nie poradzi. Ostatnie 15 godzin analizy własnych uczuć i
zachowań upewniło go jedynie w przekonaniu, iż najprawdopodobniej...
zakochał się w dziewczynie, która miała posłużyć mu jako kolejny obiekt
badań poszukiwania wnętrza. Zakochał się - to nie takie proste - nie mógł
na pewno powiedzieć, iż podlegał temu uczuciu, gdyż było ono zupełnie inne
od tych, które dotychczas przeżywał - jeszcze w czasach, gdy ludzie jako
jednostki mieli dla niego jakieś osobiste znaczenie.
Godzina 18:35, wyświetlana aktualnie przez zegar zainstalowany na tablicy
rozdzielczej była sygnałem, iż bez względu na wszystko ma jeszcze nie całe
pół godziny na dokonanie ostatecznego wyboru. Wreszcie już wiedział, gdzie
powinien poszukać rozwiązania dręczącego go problemu - wydobył ze schowka
książkę, otworzył na ostatnio czytanej stronie i pogrążył się w lekturze
dalszej części "Drogi do doskonałości"...
* * *
"Jak szukać wnętrza?
Wielu ludziom wydaje się, iż odnajdą wnętrze stosując jedynie jakiś
skomplikowany system ćwiczeń, takich jak np. joga. Popełniają oni jednakże
bardzo typowy błąd, gdyż poznanie własnego wnętrza wcale nie polega tylko
na stymulacji jakichś ośrodków nerwowych, czerpaniu energii z otoczenia i
realizacji systematycznych programów gimnastycznych. Oczywiście, niektóre
ćwiczenia bardzo mogą pomóc i przyśpieszyć odnalezienie w sobie łączności z
wnętrzem, lecz podstawą jest zawsze medytacja - wyłączenie umysłu i
ustawiczna obserwacja wewnętrznych prądów emocji.
Wyłącz umysł, stań się obserwatorem samego siebie, wsłuchaj się w rytm
własnych emocji, a twoje wnętrze stanie przed tobą otworem!"
* * *
- Cześć...
- Cześć, Susan...
- Coś się stało, Jim?
- Tak, chyba tak...
- No więc o co chodzi?
- O wszystko..., ale chyba trzeba by zacząć od tego, że nie nazywam się Jim
Cardson, lecz Martin; Martin Edison...
- Słucham...?
- Nie przyjechałem tutaj, jak to ci mówiłem wcześniej, na urlop, lecz w
zupełnie innym celu...
- Poczekaj... Pozwól, że najpierw przygotuję nam coś do picia, a opowiesz
mi resztę za chwilę...
- Dobrze - powiedział i z ciężkim westchnieniem opadł na krzesło.
Ostatni kwadrans był dla niego bardzo trudny. Po przeczytaniu w "swojej
książce", że przez ostatni miesiąc popełnił ogromną ilość błędów, z których
nawet nie zdawał sobie sprawy i uświadomiwszy sobie, że zupełnie bez sensu
zamordował wielu niewinnych ludzi, sam postanowił skończyć ze sobą.
Zrezygnował jednak z tego, przynajmniej na razie, gdyż musiał powiedzieć o
wszystkim Susan - był jej to winien. Nie miał pojęcia, w jaki sposób
zareaguje ona na rewelacje, których miał jej dostarczyć, lecz było mu to
raczej obojętne... Na pewno wezwie policję, lecz zanim zdążą po niego
przyjechać, on będzie już martwy. Chciał mieć to już za sobą, zakończyć ten
fatalny ciąg zbrodni samobójstwem, lecz nie chciał dopuścić do szeregu
przesłuchań, odpowiedzi na zarzuty, długiego być może procesu i wreszcie
swej śmierci na krześle elektrycznym...
- No więc... - wyrwał go z zamyślenia jej, jak zwykle ciepły i spokojny
głos.
- No więc - zaczął - od jakiegoś miesiąca w całym Bridgetown stała się
głośna sprawa kradzieży z kostnic miejskich, kilku zwłok...
Opowiadał możliwie zwięźle, lecz mimo to zajęło mu to prawie godzinę. Gdy
skończył, na twarzy Susan malowało się napięcie, pomieszane z
niedowierzaniem, może strach i coś jeszcze, czego nie potrafił
zinterpretować.
- Więc dlaczego zacząłeś spotykać się ze mną? - zapytała cicho.
- Bo... Bo to ty... miałaś być następna...
* * *
9 Maja - Wtorek - notatnik poszukiwania
Wpis końcowy. W ciągu ostatniego dnia zrozumiałem, że popełniłem ogromny
błąd. Moje poszukiwanie wnętrza powinno dotyczyć wyłącznie mnie, a
realizowane przez medytację umożliwiłoby osiągnięcie celu. Ja tymczasem
stałem się sprawcą wielu bezsensownych zgonów... nic przez to nie
osiągnąłem.
Opowiedziałem o całej sprawie Susan. Jej reakcja bardzo mnie zaskoczyła,
gdyż - pomimo widocznego zaskoczenia czy nawet strachu -nie zachowała się
tak, jak to przewidywałem. Próbowała nawet, co już zupełnie mnie
zaskoczyło, w jakiś sposób tłumaczyć moje postępowanie w ciągu ostatniego
miesiąca. Mówiła coś o działaniu pod wpływem złych danych, o czymś co
określała jako "kompleks przymusowego zabijania", o wielu innych rzeczach,
których już sobie nie przypominam...
Nie wiem dlaczego próbuje mnie
usprawiedliwiać, skoro nawet ja sam nie potrafię wytłumaczyć się przed
samym sobą. Na koniec poprosiła mnie jeszcze, bym przez następny dzień nie
podejmował żadnych nieprzemyślanych działań, że może będzie lepiej, jeśli
oboje przemyślimy całą sprawę jutro, że przecież nie wszystko jeszcze
stracone i może uda się całość jakoś poukładać... Przecież - dla przykładu
- żołnierze, też są sprawcami dziesiątek śmierci, a mimo to żyją jak zwykli
ludzie...
Postanowiłem, za żadną cenę, nie wpaść w ręce policji. Mimo to, oni
przecież będą mnie szukać, a jeśli Susan ma rację i moje życie może mieć
wciąż sens, to przecież policja bardzo długo nie zaprzestanie poszukiwań -
przeszukają każdy dom, każdy zaułek i piwnicę... Nie wiem, czy to może mieć
jakieś znaczenie, ale napisałem list do komendy głównej w Bridgetown;
wysłałem w nim moje notatki od momentu podjęcia decyzji o zostaniu
poszukiwaczem wnętrza, aż do dziś; napisałem, że rezygnuję z tego, jakże
niedorzecznego pomysłu. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem; może w jakiś
sposób chciałem usprawiedliwić się przed nimi? List wystukałem na maszynie,
podobnie jak adres na kopercie; zatarłem starannie wszystkie odciski palców
i tak go wysłałem, jeszcze dziś wieczorem. Oczywiście z listu usunąłem
wszystko, co mogłoby na mnie wskazywać - nazwiska, miejsce zamieszkania...
wszystko, co w jakiś sposób wskazywałoby na moją osobę. Decyzję o własnym
unicestwieniu podejmę wyłącznie ja sam... jak zresztą wszystkie ważne
decyzje w moim życiu.
Na tym chyba zakończę to sprawozdanie z ostatniego miesiąca mojego życia...
ostatniego, również w tym drugim znaczeniu, gdyż wiem, że pomimo mojego
uczucia do Susan, chyba nie potrafiłbym żyć z tym ciężarem... Zgodnie
jednak z jej życzeniem, zaczekam do jutra... jeden dzień nie ma przecież
znaczenia.
|