
Ostatnia runda
Julio Cortazar
Podobno o nieobecnych nie należy mówić, zwłaszcza jeśli ich nieobecność bierze się z tego, że nie żyją. Ale co zrobić, gdy nieobecni zmarli usiłują swoimi zmarłymi rękami dotykać naszych żywych serc? Należy ich mocno odepchnąć i tak odpychając oddalić się w przeciwną stronę.
Książka Cortazara to takie właśnie zmarłe próby sięgania do czyichś serc. Warto by się zastanowić nad tym, czy należy w roku 2000 wydawać książkę, która była być może dobra w roku 1969. W przypadku Ostatniej rundy to strzał chybiony i niepotrzebny. Po kolei.
Ostatnia runda należy do gatunku literatury, którą określa się mianem "łże dziennik". Chodzi o takie pisanie, które wykorzystuje osobisty kontakt autora z odbiorcami. Zwierza się on im z mniej lub bardziej prawdziwych faktów dotyczących jego samego lub jego otoczenia, jego działalności twórczej, itd.
Podstawą porozumienia z czytelnikami jest przekonanie o posiadaniu wspólnych poglądów (w Polsce, w czasach PRL, Tadeusz Konwicki pisał książki dla ludzi, którzy byli negatywne nastawieni do ówczesnego systemu politycznego, a więź porozumienia stanowiła sytuacja oporu wobec niego). Zwykle pisze się tak, gdy nie można oficjalnie przedstawiać swoich poglądów albo, gdy się kontestuje jakąś sytuację. Literatura tego rodzaju jest przesiąknięta wątkami politycznymi, albo dotyczy konkretnych zdarzeń, bez znajomości których nie można jej zrozumieć.
Po tym mądrym wykładzie można się zastanowić, o czym jest Ostatnia runda i dla kogo jest przeznaczona. Nie wiem, o czym jest ta książka ani kto mógłby się nią zainteresować. Podejrzewam, że znudzi każdego czytelnika, nawet takiego, który wiernie kibicował dotąd pisarzowi. Nie ma się co bać wielkich słów: Ostatnia runda jest pozycją nudną, niejasną i niezrozumiałą dla dzisiejszego czytelnika, który nie orientuje się zbytnio w zawiłościach lat sześćdziesiątych. Dzisiaj nie ma potrzeby kontestować czegokolwiek w ukryciu, skoro można to robić jawnie. Dlatego tego rodzaju książka może być przez życzliwych czytelników potraktowana najwyżej jako zapis cierpień pisarza, któremu było ówcześnie było źle i który się nie zgadzał. Na co? Czemu? A któż to wie?
Ostatnia runda składa się różnych, niezwiązanych ze sobą opowiadań, wstawek biograficznych i całego śmiecia, które pisarzowi nie zmieściło się do innych książek, ale którego żal mu było wyrzucać. Nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć faktu powstania takiej książki. Ma ona postać kolażu, który nie jest ani ciekawy, ani twórczy, ani nawet dobrze ułożony. Znajdziemy w niej rozważania o boksie, zapiski uwag czynionych na ścianach toalet paryskich uniwersytetów czy jakieś nieokreślone historie. Być może książka ta trafiała w gusta odbiorcy końca lat sześćdziesiątych, czasu chaosu, modnych buntów przeciwko wszystkiemu i długich włosów. Ale dzisiaj? To także przykład na to, że nie należy dawać się uwodzić znanemu nazwisku i kupować w ciemno, co tam kto napisze.
Serdecznie odradzam komukolwiek czytanie Ostatniej rundy Julio Cortazara jako pozycji prezentującej zmanierowany i niejasny sposób pisania latynoamerykańskiego intelektualisty, któremu było źle.
Książki udostępniło do recenzji wydawnictwo Muza S.A.
| |
Autor: Julio Cortazara
Tytuł: Ostatnia runda
Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Rok wydania: 2000
|