SUICIDE FAMILY "Oko za oko, ząb za ząb" Część pierwsza Przydrożne drzewa mijały niczym płot, kiedy pędził swym samochodem. Ciepły, wiosenny wiatr rozwiewał jego czarne włosy. Nie zastanawiał się dokąd jedzie. Pędził po prostu przed siebie. Po głowie biegały mu zupełnie inne myśli niż ta, gdzie jest koniec jego wędrówki. Myślał tylko o niej. O swojej ukochanej, z którą kilkanaście minut wcześniej się pokłócił. Starał się znaleźć odpowiedzi na pytanie jak ona mogła zranić jego uczucia mimo, że zrobił dla niej tyle rzeczy? Nie potrafił zrozumieć, jak mogła wybrać kogoś innego mimo, iż on ją bardzo kochał. Jak mogła zrobić mu coś takiego? Czuł się fatalnie, uczuciowo zmieszany z błotem. Jego uczucia zostały rzucone na dno najgłębszego na świecie bagna. Na dodatek, kiedy odpalał już trzeciego papierosa, w radiu usłyszał piosenkę, która tylko pogorszyła jego samopoczucie. Piosenka ta opowiadała akurat o miłości - uczuciu, które jeszcze przed kilkoma chwilami było dla niego najwspanialszą rzeczą na świecie. Teraz zamiast serca chciałby mieć kamień albo bryłę lodu, którą nawet największa temperatura nie jest w stanie roztopić. Kiedy usłyszał w głośnikach słowa "Your eyes, your smile and your beautiful face" przed oczami miał nią. Najpiękniejszą wydawałoby się istotę na kuli ziemskiej. Nie mógł zapomnieć o jej pięknych, długich włosach i czarującym uśmiechu, który chyba nigdy nie opuszczał jej twarzy. Kiedy jednak usłyszał refren "I love you, forever and ever will be together" zrobiło mu się niedobrze. Przypomniał sobie o ich ostatnim spotkaniu... spotkaniu, które na długo będzie gościło w jego pamięci. Tego się bowiem nie zapomina. Przejeżdżał właśnie przez las, kiedy postanowił zatrzymać samochód. Zjechał na pobliski parking. Po chwili wysiadł z samochodu, aby odetchnąć świeżym powietrzem i posłuchać szumu drzew. Oparł się o swoje błękitne BWM cabrio i słuchał. Nie było mu jednak dane posłuchać dźwięków matki natury spokojnie. W głowie miał nadal ich ostatnią rozmowę. To potęgowało tylko jego zdenerwowanie, przeradzającą się momentami we wściekłość. Kiedy sięgnął do kieszeni po papierosy, zauważył, że został mu się tylko jeden. "Boże, aż tyle ich wypaliłem?" - pomyślał, odpalając ostatniego papierosa. Panującą ciszę przerwał dźwięk jego telefonu komórkowego. - Tak, słucham - powiedział, odbierając telefon. - Cześć Alex. Dżej Dżej z tej strony. Zastanowiłeś się już nad naszą propozycją? - usłyszał. - Cześć - odrzekł i zamyślił się na chwilę, próbując sobie przypomnieć o jakiej propozycji mówi jego przyjaciel. Po chwili już wiedział, że chodzi o zawody taekwondo, w których miałby wziąć udział. O to też pokłócił się z ukochaną Victorią. - Nie obraź się, ale nie jestem jeszcze zdecydowany. Raczej tak, ale odpowiedź dam ci dopiero wieczorem - powiedział. - Dobra, to czekam na telefon. Na razie. - Hey. Od momentu, kiedy skończył rozmowę, poczuł się jeszcze gorzej. Z jednej strony głowę zaprzątała mu myśl o ostatniej rozmowie z ukochaną, z drugiej zaś strony musiał podjąć decyzję o wyjeździe na zawody. Co prawda miał przed sobą jeszcze kilka godzin, jednak czas mijał nieubłaganie szybko. Wsiadł więc do samochodu i ruszył w kierunku domu. Po kwadransie drogi zobaczył już budynek, w którym mieszkał. Po wejściu do środka nie wiedział, w którym kierunku się udać. Po chwili namysłu ruszył do kuchni, aby zrobić sobie kawę. "Nic tak nie stawia na nogi jak mocna, dobrze zaparzona kawa" - pomyślał. Kiedy po pomieszczeniu zaczął roznosić się zapach najlepszego napoju na świecie, Alex ze szklanką kawy poszedł do salonu. Włączył muzykę, wyciągnął z szafki nową paczkę papierosów, usiadł i zaczął rozmyślać. Chciał jechać na zawody, ponieważ w ten sposób mógłby chociaż na chwilę zapomnieć o Victorii. Pamiętał jednak swój ostatni występ na macie. Ta myśl nie dawała mu spokoju. To, co wydarzyło się dwa lata temu w Amsterdamie, miał teraz przed oczami, jakby ktoś nagrał to i puścił teraz w telewizji. Spojrzał w telewizor. Ten odpowiedział mu swoim czarnym, spokojnym kolorem oraz dźwiękiem głuchej ciszy. Mimo to widział, jak podczas bójki w jednym z holenderskich barów jednym kopnięciem zabił jakiegoś chłopaka, który mógł mieć co najwyżej 17 lat. Wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Teraz jednak doskonale wiedział jaki popełnił błąd. Odebrał życie młodemu człowiekowi, przed którym cały świat stał otworem. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, iż poszło o dziewczynę. Od chwili, kiedy Alex uświadomił sobie co zrobił, postanowił skończyć z taekwondo. Czasami żałował tego postanowienia, ponieważ był w tym dobry. Trzy razy z rzędu zdobył mistrzostwo kraju oraz raz mistrzostwo kontynentu. Miał również wziąć udział w mistrzostwach świata, jednak uniemożliwiła mu to kontuzja. Na tydzień przed wyjazdem nadwyrężył sobie ścięgna, przez co nie mógł walczyć o prym najlepszego na kuli ziemskiej. Bardzo tego żałował, ale nic nie mógł poradzić. Mimo, że uraz wyleczył dość szybko, pozostał ślad na psychice. Doszedł do siebie dopiero po paru tygodniach. Teraz stawała przed nim kolejna szansa powrotu na matę. Podczas tych rozmyślań nie zauważył jak do pokoju wszedł jego pies. Roczny Bernardyn położył się obok swojego pana i siedział cicho. - Co ja mam zrobić Aro? - powiedział do psa, kiedy tylko spostrzegł jego obecność. Pies jednak nie mógł odpowiedzieć. Spojrzał tylko porozumiewawczo na Alexa, a chwilę później na drzwi, jakby chciał przez to powiedzieć - "Jedź i zaryzykuj". Chłopak postanowił posłuchać czworonoga. Sięgnął po komórkę, bowiem zbliżał się wieczór, a on musiał dać Dżej Dżejowi odpowiedź. - Cześć, Alex z tej strony. - powiedział. - Witaj. No i co? Zastanowiłeś się? - odparł Dżej Dżej. - Tak i chyba nie będę tego żałował. Jadę z wami. - Świetnie. Nie pożałujesz. Zbiórka jutro o 5.00 rano w klubie. - Tak wcześnie??? - A co myślałeś? Te zawody to nie żarty. W końcu będziemy walczyć o mistrzostwo kraju. - Dobra... Przyjadę na pewno. To do jutra. Hey. Aha, jeszcze jedno. Kto będzie jechał? - Sami najlepsi. Hey. Kiedy skończył rozmowę, udał się do kuchni po kolejną szklankę kawy. Po powrocie do salonu wyłączył muzykę. Chciał pooglądać trochę telewizji. Od kilku dni nie oglądał ani wiadomości, ani żadnego filmu. Nic. Po prostu telewizja przestała go interesować. "Większość tego, co pokazują, to fikcja" - myślał wtedy. Teraz jednak chciał popatrzeć w szklany ekran, bowiem w najbliższym czasie nie będzie widział nawet telewizora. W końcu walka o mistrzostwo kraju to nie przelewki. Czuł się jednak bardzo zmęczony psychicznie. Tak bowiem wpłynęła na niego kłótnia z ukochaną. Nie mniejsze znaczenie miało również podjęcie decyzji o starcie w zawodach. Zasnął kilka minut po tym, jak zegar na ścianie wybił godzinę 22.00. Właśnie w radiu podali godzinę 4.00, kiedy Alex podjechał przed budynek znajdujący się na skraju lasu. Zatrzymując samochód, dostrzegł, że jeszcze nikogo nie ma. Przyjechał pierwszy. Postanowił poczekać. Nie miał bowiem nic ciekawszego do roboty. Nic... poza przemyśleniami. Nie dawały mu one spokoju od kilkunastu godzin. Dobrze pamiętał kłótnię z Victorią oraz wypadek w Amsterdamie. Po chwili skupienia odpalił papierosa. Postanowił choć na kilka minut oderwać się od złych myśli. Spojrzał w kierunku budynku. Bardzo szybko przypomniał sobie przyjaciół oraz wspólne spotkania w klubie. Najbardziej w pamięci utkwił mu Gianni - przyjaciel, który ponad rok temu wyjechał do Włoch. Byli jak bracia. Rozumieli się, nie patrząc nawet sobie w oczy. Co prawda pisali do siebie listy, raz na jakiś czas rozmawiali nawet przez telefon. Jednak dzieląca ich odległość mocno dawała się we znaki. "Ile bym dał, aby był tutaj teraz" pomyślał. Panującą dookoła ciszę przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Odwrócił się i zauważył trzy pędzące w jego stronę samochody. Dochodziła właśnie godzina 5.00. Pojazdy zatrzymały się w pobliżu jego BMW. - Cześć wszystkim. - powiedział Dżej Dżej po wyjściu z samochodu - Widzę, że jeszcze wszystkich nie ma... Zaczekamy więc chwilę. - A kto ma jeszcze przyjechać? - spytał się Alex. - To niespodzianka. - rzucił krótko Dżej Dżej. Kiedy skończył mówić, wszyscy zauważyli kłęby kurzu na drodze prowadzącej do klubu. Po chwili na parking wjechało srebrne Porsche. Nikt jednak z niego nie wysiadał, a przez przyciemnione szyby nie można było zauważyć nawet ile osób siedzi w środku. - Nareszcie. Już myślałem, że zaspałeś. - powiedział głośno Dżej Dżej, zbliżając się do samochodu. Po chwili drzwi od Porsche się otworzyły. Wysiadł z nich młody, wysoki mężczyzna. Alex nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kierowcą samochodu okazał się ... Gianni. - Coś taki zdziwiony? Czyżbyś zobaczył ducha? - powiedział młodzieniec, widząc bardziej zdziwioną niż zaskoczoną minę przyjaciela. - Nieee... Chociaż... w pewnym sensie tak. Nie spodziewałem się twojego przyjazdu. - padła odpowiedź. - Lubię robić niespodzianki. - rzekł Gianni, a po chwili dodał - przyjechałem tu głównie za namową Dżej Dżeja, który powiedział mi, że potrzebujecie mojej pomocy. Wsiadłem więc w samochód i jestem z wami. - Dobra, dobra. Porozmawiacie sobie później. Skoro jesteśmy w komplecie, to możemy zabrać się do pracy. Przed nami kilka dni ciężkiego treningu. - wtrącił się do rozmowy Dżej Dżej. - Jeszcze chwila, ja nie przyjechałem sam - powiedział Gianni, po czym skierował się w stronę Porsche. ciąg dalszy w następnym numerze READY Always Second |