Nastroje
kibiców pod Wawelem jeszcze w lipcu tego roku nie były zbyt optymistyczne. Podczas
ubiegłego sezonu z zespołem rozstał się (w niejasnych okolicznościach) trener
Franciszek Smuda, na którego wszyscy liczyli. Do tego doszły straty kadrowe poniesione
przez Wisłę w trakcie przerwy letniej. Z zespołu odeszło pięciu
bardzo dobrych piłkarzy. Brasilia, Grzegorz Kaliciak i Kazimierz Węgrzyn zacumowali w
porcie Szczecin, wracający do zdrowia Krzysztof Bukalski przeniósł się do Katowic, a
Grzegorz Lekki wrócił do Górnika Zabrze. Główny sponsor zespołu, myślenicka
Tele-Fonika, wyłożył pieniądze na transfery Marcina Baszczyńskiego z Ruchu
Chorzów i Łukasza Sosina z Odry Wodzisław,
ale te dwa nazwiska nie zaszokowały przeciwników. Jak więc widać drużyna poniosła
dosyć duże straty i kibice z wielką troską patrzyli w przyszłość.
Nie przejmował się tym w ogóle trener Orest Lenczyk i jego podopieczni. Bardzo ciężko
pracowali przez cały okres przygotowawczy, aby później móc zbierać plony. Czasami
tylko szkoleniowiec "żalił się" prasie, że ma bardzo krótką ławkę. Te
słowa jakby nie trafiały do działaczy i sponsorów, którzy nie kwapili się do
wydawania pieniędzy. Fachowcy przewidywali Wiśle walkę o wysoką pozycję, ale nie o
tytuł mistrza Polski, który rezerwowali dla Pogoni, Polonii
i ewentualnie Legii Warszawa. Zespół z Krakowa miał
walczyć co najwyżej o miejsce premiowane udziałem w Pucharze UEFA.
W dwóch lipcowych kolejkach Biała Gwiazda pokonała zespoły z Radzionkowa i Grodziska
Wielkopolskiego. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie ilość zdobytych goli. Ruchowi
Wiślacy strzelili 4 bramki, a na wyjeździe Groclinowi dołożyli jeszcze trzy.
Powszechnie wiadomo, że zespół z Krakowa dysponuje dosyć mocną linią ofensywną, ale
wszyscy obawiali się meczów z silniejszymi przeciwnikami podczas, których miała
wyjść słabość obrony. W III kolejce Wisła u siebie ledwie zremisowała ze słabym Widzewem
2:2. W tym spotkaniu dało się zauważyć wspomnianą wyżej słabość linii
defensywnej. W V kolejce piłkarze z Krakowa przegrali na własnym boisku przegrali z
"Milionerami z Pomorza" 1:2. Turecki prezes triumfował. Po tym spotkaniu
fachowcy mówili o końcu "ery Wisły", o słabości sponsora i działaczy, o
złym przygotowaniu piłkarzy.
W odpowiedzi na prasową krytykę, piłkarze trenera Lenczyka zwyciężyli w... ośmiu
kolejnych spotkaniach ligowych. Kolejno rozprawiali się z: Odrą Wodzisław,
Polonią Warszawa, Stomilem Olsztyn, GKS
Katowice, Śląskiem Wrocław, Ruchem Chorzów, Orlenem
Płock i Amiką Wronki. Zawodnicy Wisły Kraków zdobywali
bardzo dużo bramek (szczególnie Tomek Frankowski), a tracili, o dziwo, bardzo mało.
Trener potrafił w kilka tygodni zbudować dosyć silny filar obronny. Zwycięstwa 4:0 z
Polonią, 5:0 w Płocku, 4:0 z Amiką oraz 3:0 w Olsztynie powodowały ogromne wrażenie.
Dzięki tej fantastycznej passie Biała Gwiazda była przez wiele kolejek samodzielnym
liderem ekstraklasy, a przewaga nad Pogonią Szczecin na dwie kolejki przed końcem rundy
jesiennej wyniosła już 5 punktów. Trzecia w tabeli Legia Warszawa traciła do rywala
aż 8 oczek.
Fantastyczna postawa w lidze nie zawsze się przekładała na wyniki w rozgrywkach
pucharowych. W Pucharze UEFA Wisła Kraków trafiła w I rundzie (po przejściu
eliminacji) na znany zespół z Hiszpanii. W wyjazdowym spotkaniu z Realem
Saragossa podopieczni Oresta Lenczyka nie za bardzo wiedzieli, co się działo.
Wysoka porażka 1:4 praktycznie przekreślała szanse na awans do II rundy. Jednak piłka
nożna to piękna, emocjonująca i nieprzewidywalna dyscyplina sportowa. Dwa tygodnie po
blamażu w Saragossie Wisła potrafiła się zmobilizować i po wspaniałym boju i
zwycięstwie w regulaminowym czasie gry (4:1), krakowianie pokonali ostatecznie
przeciwnika w rzutach karnych. Drużyna pokazała swój charakter i przez niektórych,
bardziej niecierpliwych dziennikarzy, została wytypowana jako jedyny kandydat do
mistrzostwa Polski. Niestety II runda Pucharu UEFA okazała się barierą nie do
przebycia. Wiślacy odpadli w dwumeczu z FC Porto.
Zadecydowało o tym tragiczne spotkanie wyjazdowe, gdzie piłkarze z Krakowa przegrali je
już praktycznie w szatni. Niestety brak wiary w możliwość podjęcia walki przesądził
o zakończeniu przygody z europejskimi pucharami w tym roku.
Nie powiodło się również w rozgrywkach Pucharu Polski. 23. września piłkarze Białej
Gwiazdy pojechali na boisko Górnika Łęczna, aby tam
spokojnie wygrać z drugoligowcem. Niestety zespół krakowski podszedł do spotkania za
mało skoncentrowany i dlatego zasłużenie uległ przeciwnikowi, a w związku z tym
odpadł z dalszych rozgrywek.
W Pucharze Ligi Polskiej było już o wiele lepiej. Główni bohaterowie tego artykułu
pewnie przeszli Groclin Grodzisk Wielkopolski,
aby w ćwierćfinale wpaść na Legię Warszawa. W pierwszym spotkaniu Wiślacy wywieźli
cenny, bramkowy remis (1:1) ze stolicy. W rewanżu nie dali szans Wojskowym pokonując ich
3:1. Było to cenne zwycięstwo w 2000 meczu (tak obliczyli statystycy) na zakończenie
2000 roku.
Pisałem już wcześniej o tym, że na 2 kolejki przed zakończeniem rundy jesiennej
Wisła posiadała przewagę 5 punktów nad wiceliderem. Niestety małe załamanie formy
spowodowało, że piłkarze z grodu Kraka najpierw zremisowali u siebie z Legią (3:3),
aby za tydzień przegrać w Lubinie (2:4). Z "wpadek" najbardziej się ucieszyli
zawodnicy Pogoni Szczecin, którzy ostatecznie zdobyli tytuł mistrza jesieni. Na formie
Wiślaków na pewno zaważyło zmęczenie całą rundą, która była niezwykle ciężka.
Te ostatnie spotkania nie mogą zamazać świetnej gry Wisły przez kilka miesięcy. Mam
nadzieję, że nie zamaże jej również nieodpowiedzialność działaczy, którzy,
"jak ćwierkają wróbelki", mają zamiar sprzedać zimą Radosława Kałużnego
i Tomasza Frankowskiego.
Wierzę, że udowodniłem wszystkim fanom piłki nożnej w kraju, że można spokojnie
mówić o "Jesieni Białej Gwiazdy". Kogo będzie wiosna? Odpowiedź na to
pytanie poznamy dopiero po zakończeniu rundy jesiennej naszej ekstraklasy.
Autor tekstu:
Marek Bobakowski
|