AMICA WRONKI
- HERTHA BERLIN 1:1
W rewanżowym meczu II rundy Pucharu UEFA Amica Wronki
zremisowała 1:1 z Herthą Berlin i odpadła z
rywalizacji; pierwsze spotkanie lider Bundesligi wygrał 3:1. Amica prowadziła 1:0 po
golu Grzegorza Króla, jednak goście z Niemiec w pełni kontrolowali przebieg gry i tylko
przez 10 minut publiczność Stadionu Leśnego we Wronkach miała nadzieję na awans
gospodarzy do II rundy Pucharu UEFA. Hertha pokazała, że nie przez przypadek przewodzi
niemieckiej ekstraklasie i grając nawet w poważnie osłabionym składzie (m. in. bez
Beinlicha) umiejętnie rozbijała większość ataków polskiej jedenastki. W końcówce
spotkania właśnie piłkarze Herthy byli bliżsi strzelenia zwycięskiej bramki. Amice
należą się słowa uznania za podjęcie walki i grę chwilami równą z jedną z
najlepszych europejskich drużyn.
Już po kwadransie gry dało się zauważyć, że polskiemu pucharowiczowi będzie
niezmiernie trudno osiągnąć wynik pozwalający na awans do dalszych gier. Hertha
bynajmniej nie przyjechała do Wronek tylko po to, by bronić wyniku osiągniętego przed
dwoma tygodniami w Berlinie (3:1). Piersze akcje ofensywne, które mogły przynieść
bramki, były dziełem gości; Irańczyk Ali Daei zaplątał sie we własnym tańcu na
polu karnym Amiki, zaś reprezentant USA Sanneh nie zrozumiał intencji Rene Tretschoka
(najlepszy w zespole gości) i za wcześnie ruszył do znakomitego podania paertnera, co
skończyło się odgwizdaniem pozycji spalonej Amerykanina. W tym momencie nie minęło
jeszcze dziesięć minut gry i kibice Amiki mieli prawdopodobnie duszę na ramieniu, bo
Hertha pokazywała od początku bardzo dobry futbol. Z upływem minut gra się wyrównywała,
po kwadransie gry Amica wreszcie zaatakowała odważniej i od razu mogło to przynieść
rezultaty; w 17. minucie do dośrodkowania Zieńczuka z rzutu wolnego doszedł Bieniuk,
ale ku rozpaczy wronieckich kibiców strzał głową pomocnika Amiki po koźle trafił w słupek
- trzeba powiedzieć, że uderzenie było niemal precyzyjne, bo Kiraly z pewnością niebyłby
w stanie tego strzału obronić, a tak nadal było 0:0. Nispełna dziesięć minut później
bramkarz gospodarzy Stróżyński efektownie obronił sline uderzenie Alvesa - napastnik
gości strzelał z bliska (centra Veita nie została zablokowana), a jednak golkiper Amiki
wykazał się znakomitym refleksem. Szczęście i pech zarazem, ponieważ przy tej
interwencji Stróżyński doznał bolesnej kontuzji barku i musiał opuścić boisko - w
jego miejsce wszedł Mielcarz, który ma niewielkie doświadczenie ligowe, nie mówiąc już
o grze w pucharach. Mielcarz pokazał we wtrokowe popołudnie, że warto w niego inwestować,
bo nie popełnił żadnego błęu, a kilkakrotnie odważnie wychodził do piłki w
trudnych sytuacjach.
Dziesięć minut po przerwie Król znalazł sie w sutyacji sam na sam z
Kiralym i zrobił to, co do niego należało, czyli strzelił bramkę. Niestety, w tym
momencie Amica zamiast pójść za ciosem i strzelić drugiego gola(a ten dałby wynik
premiujący gospodarzy), pozwoliła sobie narzucić styl gry odpowiadający piłkarzom
Herthy. Niektórym obserwatorom obraz gry mógły mówić, że Hertha przestraszyła się
prowadzenia Amiki i jej szansy na poważniejsze zagrożenie pewnemu wydawałoby się
awansowi berlińczyków, tak jednak było tylko przez kilka minut. Dość szybko - i dość
spokojnie - Hertha odrobiła stratę jednego gola, a stało się tak po akcji Tretschoka i
Veita. wyrównanie mogło zresztą nastąpić wcześniej - Alves, któremu "groziła"
zmiana za niepewną grę (zszedł zaraz po akcji, po której mógł zostać bohaterem
meczu), zdecydował się na rajd od środka pola i żaden z trzech atakujących kolejno
Brazylijczyka piłkarzy Amiki nie był stanie przesszkodzić mu w oddaniu strzału.
Dopiero Zieńczuk zablokował strzał, który wydawało się pewnie zmierzał do bramki
Amiki. Po wyrównującej bramce dla Herthy z piłkarzy Amiki "zeszło
powietrze", natomiast goście już zupełnie na luzie kontrolowali grę i byli pewni
swego. Kryszałowicz, grający od dłuższego czasu jako jedyny wysunięty piłkarz Amiki,
był zbyt zmęczony, by zaatakować silniej (raz doszedł do podania Sokołowskiego i
strzellił z woleja, Kiraly wybił piłkę na róg), natomiast zniknął zupełnie z gry
strzelec bramki Król. Hertha mogła wykorzystać zniechęcenie gospodarzy - Tretschok
przytomnie doszedł do piłki niedokładnie wybitej przez obrońców Amiki po dośrodkowaniu
Sanneha, silnie strzelił ale piłka trafiła w poprzeczkę.
Przygoda Amiki z Pucharem UEFA zakończyła się meczem z liderem Bundesligi
i ten fakt nie przynosi ujmy podopiecznym Stefana Majewskiego. Dla Amiki to drugi sezon z
rzędu gry w pucharach, jak do tej pory był to najlepszy start. Niepocieszeni jednak byli
piłkarze Amiki po meczu z Herthą; Kryszałowicz powiedział po spotkaniu, że ma spory
niedosyt, bo niemiecki zespół był do ogrania. Wypada mieć nadzieję, że w przyszłym
roku Amica znajdzie sposób na awans do III rundy pucharów.
FC PORTO - WISŁA KRAKÓW 3:0
Wisła Kraków przegrała rewanżowy mecz
II rundy Pucharu UEFA z FC Porto 0:3 i pożegnała się
z rozgrywkami Pucharu UEFA. Nie zobaczymy zatem polskich drużyn w następnych rundach
tych rozgrywek, gdyż we wtorek odpadła również Amica Wronki w dwumeczu z Herthą
Berlin. Wisła wyraźnie ustępowała Portugalczykom, jednak trzeba dodać, że wynik nie
oddaje w pełni przebiegu meczu. Rezultat byłby sprawiedliwszy, gdy polski zespół zdobył
choćby jednego gola. Mimo wszystko trzeba podziękować podopiecznym Oresta Lenczyka za
poprzednie mecze w Pucharze UEFA, w tym w szczególności za spotkanie z Realem
Saragossa. Oby z większym szczęściem radziły sobie polskie drużyny za rok.Po
znakomitym rewanżowym meczu z Realem Saragossa, kiedy to piłkarze Wisły wygrali 4:1,
wielu kibiców liczyło że i tym razem sprawią niespodziankę i na przykład wywiozą
bramkowy remis z Porto, który promował by polską drużynę do następnej rundy Pucharu
UEFA. Jednak już pierwsze minuty pokazały, że "nic dwa razy się nie
zdarza"...
W 5. minucie Drulović ograł na lewym skrzydle Baszczyńskiego, płasko dośrodkował
w pole karne, gdzie Brazylijczyk Pena mimo asysty trzech obrońców Wisły zdołał
strzelić gola. Od tego momentu Porto cofnęło się i czekało na rywali na własnej połowie,
a że obrona portugalskiej drużyny była bardzo dobrze zorganizowana, Polacy nie
potrafili stworzyć żadnego zagrożenia. Z przodu grali tylko osamotnieni napastnicy,
Olgiers Moskalewicz i Tomasz Frankowski, którzy w pojedynkę nie mogli wiele zdziałać.Porto
groźnie kontrowało, w zasadzie co parę minut Pena lub Capucho sami pędzili na bramkę
Sarnata i dopiero rozpaczliwe interwencje ratowały polski zespół przed stratą gola. W
40. minucie powinno być jednak 2:0 za sprawą Kałużnego, który podawał do własnego
bramkarza, ale zrobił to zbyt anemicznie. Piłkę przejął Drulović, ale za bardzo
zwlekał z oddaniem strzału i w końcu przestrzelił.
W przerwie meczu Orest Lenczyk starał się ratować sytuację i za mało
widocznego Kosowskiego wprowadził Marka Zająca, jednak roszada ta niewiele dała. Obraz
gry wiele się nie zmienił.W 61. minucie Pena podwyższył na 2:0, ponownie wykorzystując
niezdecydowania obrońców. Brazylijczyk najszybciej wyskoczył do piłki bitej z rzutu rożnego
i strzałem głową w krótki róg ponownie wpisał się na listę strzelców. W tym
momencie było już pewne, która drużyna zagra dalej.Piłkarze Wisły starali się
jednak atakować i dwukrotnie byli tego bliscy. W 71. minucie Kałużny strzelał z około
18 metrów, ale trafił w słupek, w 84. minucie zaś Frankowski wbiegł do dośrodkowania
w pole karne, ale został przewrócony. Wydawało się, że sędzia podytktuje karnego,
jednak skończyło się tylko na rzucie rożnym i żółtej kartce dla Frankowskiego za
zbytnie manifestowanie swojego niezadowolenia z decyzji arbitra. Po tej akcji piłkarze
Wisły wyglądali, jakby zupełnie pogodzili się już z porażką. Trzeci gol dla Porto
był wynikiem rezygnacji Polaków. W 92. minucie wprowadzony chwilę wcześniej na boisko
Pizzi przeprowadził indywidualną akcję w polu karnym polskiego zespołu, podał do
niepilnowanego Alejniczewa, który płaskim strzałem pokonał Sarnata i ustalił wynik
meczu na 3:0 dla FC Porto.
Przygotował:
Adam Weglarski
|