Polski Przegląd Piłkarski

Numer: 2/2000 (2)      Data wydania: 2. grudnia 2000 r.      Prenumerata: 480

Serdecznie witamy na stronach największego w sieci magazynu poświęconego polskiej piłce nożnej!

 Polski Przegląd Piłkarski:
  Strona główna numeru
  Reklama w e-zinie
  Redakcja magazynu

 Plebiscyt 2000:
 Regulamin i idea plebiscytu
 Piłkarz Roku - nominacje
 Trener Roku - nominacje
 Odkrycie Roku - nominacje
 Formularz do głosowania

 Miesiąc w pigułce:
 Ekstraklasa - podsumowanie
 1/8 finału PP
  1/4 finału PLP - rewanże
  Polska - Islandia 1:0
  II runda PUEFA - rewanże

 Publicystyka:
 Jesień Białej Gwiazdy
  Polscy sędziowie
  Zemsta Smudy
  Był sobie mistrz...
 Stadion Narodowy - c. d.?
  Stracone nadzieje
  Niezły rok

 Stałe rubryki:
 Historia Polskiej Piłki Nożnej
 Pamiętnik polskiego pikarza
  Rozmowa z...
  Najlepsi w miesiącu
 Rynek transferowy

 Inne:
 Nasza ankieta
  Listy do redakcji

II runda Pucharu UEFA - rewanże

AMICA WRONKI - HERTHA BERLIN 1:1

W rewanżowym meczu II rundy Pucharu UEFA Amica Wronki zremisowała 1:1 z Herthą Berlin i odpadła z rywalizacji; pierwsze spotkanie lider Bundesligi wygrał 3:1. Amica prowadziła 1:0 po golu Grzegorza Króla, jednak goście z Niemiec w pełni kontrolowali przebieg gry i tylko przez 10 minut publiczność Stadionu Leśnego we Wronkach miała nadzieję na awans gospodarzy do II rundy Pucharu UEFA. Hertha pokazała, że nie przez przypadek przewodzi niemieckiej ekstraklasie i grając nawet w poważnie osłabionym składzie (m. in. bez Beinlicha) umiejętnie rozbijała większość ataków polskiej jedenastki. W końcówce spotkania właśnie piłkarze Herthy byli bliżsi strzelenia zwycięskiej bramki. Amice należą się słowa uznania za podjęcie walki i grę chwilami równą z jedną z najlepszych europejskich drużyn.

Już po kwadransie gry dało się zauważyć, że polskiemu pucharowiczowi będzie niezmiernie trudno osiągnąć wynik pozwalający na awans do dalszych gier. Hertha bynajmniej nie przyjechała do Wronek tylko po to, by bronić wyniku osiągniętego przed dwoma tygodniami w Berlinie (3:1). Piersze akcje ofensywne, które mogły przynieść bramki, były dziełem gości; Irańczyk Ali Daei zaplątał sie we własnym tańcu na polu karnym Amiki, zaś reprezentant USA Sanneh nie zrozumiał intencji Rene Tretschoka (najlepszy w zespole gości) i za wcześnie ruszył do znakomitego podania paertnera, co skończyło się odgwizdaniem pozycji spalonej Amerykanina. W tym momencie nie minęło jeszcze dziesięć minut gry i kibice Amiki mieli prawdopodobnie duszę na ramieniu, bo Hertha pokazywała od początku bardzo dobry futbol. Z upływem minut gra się wyrównywała, po kwadransie gry Amica wreszcie zaatakowała odważniej i od razu mogło to przynieść rezultaty; w 17. minucie do dośrodkowania Zieńczuka z rzutu wolnego doszedł Bieniuk, ale ku rozpaczy wronieckich kibiców strzał głową pomocnika Amiki po koźle trafił w słupek - trzeba powiedzieć, że uderzenie było niemal precyzyjne, bo Kiraly z pewnością niebyłby w stanie tego strzału obronić, a tak nadal było 0:0. Nispełna dziesięć minut później bramkarz gospodarzy Stróżyński efektownie obronił sline uderzenie Alvesa - napastnik gości strzelał z bliska (centra Veita nie została zablokowana), a jednak golkiper Amiki wykazał się znakomitym refleksem. Szczęście i pech zarazem, ponieważ przy tej interwencji Stróżyński doznał bolesnej kontuzji barku i musiał opuścić boisko - w jego miejsce wszedł Mielcarz, który ma niewielkie doświadczenie ligowe, nie mówiąc już o grze w pucharach. Mielcarz pokazał we wtrokowe popołudnie, że warto w niego inwestować, bo nie popełnił żadnego błęu, a kilkakrotnie odważnie wychodził do piłki w trudnych sytuacjach.

Dziesięć minut po przerwie Król znalazł sie w sutyacji sam na sam z Kiralym i zrobił to, co do niego należało, czyli strzelił bramkę. Niestety, w tym momencie Amica zamiast pójść za ciosem i strzelić drugiego gola(a ten dałby wynik premiujący gospodarzy), pozwoliła sobie narzucić styl gry odpowiadający piłkarzom Herthy. Niektórym obserwatorom obraz gry mógły mówić, że Hertha przestraszyła się prowadzenia Amiki i jej szansy na poważniejsze zagrożenie pewnemu wydawałoby się awansowi berlińczyków, tak jednak było tylko przez kilka minut. Dość szybko - i dość spokojnie - Hertha odrobiła stratę jednego gola, a stało się tak po akcji Tretschoka i Veita. wyrównanie mogło zresztą nastąpić wcześniej - Alves, któremu "groziła" zmiana za niepewną grę (zszedł zaraz po akcji, po której mógł zostać bohaterem meczu), zdecydował się na rajd od środka pola i żaden z trzech atakujących kolejno Brazylijczyka piłkarzy Amiki nie był stanie przesszkodzić mu w oddaniu strzału. Dopiero Zieńczuk zablokował strzał, który wydawało się pewnie zmierzał do bramki Amiki. Po wyrównującej bramce dla Herthy z piłkarzy Amiki "zeszło powietrze", natomiast goście już zupełnie na luzie kontrolowali grę i byli pewni swego. Kryszałowicz, grający od dłuższego czasu jako jedyny wysunięty piłkarz Amiki, był zbyt zmęczony, by zaatakować silniej (raz doszedł do podania Sokołowskiego i strzellił z woleja, Kiraly wybił piłkę na róg), natomiast zniknął zupełnie z gry strzelec bramki Król. Hertha mogła wykorzystać zniechęcenie gospodarzy - Tretschok przytomnie doszedł do piłki niedokładnie wybitej przez obrońców Amiki po dośrodkowaniu Sanneha, silnie strzelił ale piłka trafiła w poprzeczkę.

Przygoda Amiki z Pucharem UEFA zakończyła się meczem z liderem Bundesligi i ten fakt nie przynosi ujmy podopiecznym Stefana Majewskiego. Dla Amiki to drugi sezon z rzędu gry w pucharach, jak do tej pory był to najlepszy start. Niepocieszeni jednak byli piłkarze Amiki po meczu z Herthą; Kryszałowicz powiedział po spotkaniu, że ma spory niedosyt, bo niemiecki zespół był do ogrania. Wypada mieć nadzieję, że w przyszłym roku Amica znajdzie sposób na awans do III rundy pucharów.


FC PORTO - WISŁA KRAKÓW 3:0

Wisła Kraków przegrała rewanżowy mecz II rundy Pucharu UEFA z FC Porto 0:3 i pożegnała się z rozgrywkami Pucharu UEFA. Nie zobaczymy zatem polskich drużyn w następnych rundach tych rozgrywek, gdyż we wtorek odpadła również Amica Wronki w dwumeczu z Herthą Berlin. Wisła wyraźnie ustępowała Portugalczykom, jednak trzeba dodać, że wynik nie oddaje w pełni przebiegu meczu. Rezultat byłby sprawiedliwszy, gdy polski zespół zdobył choćby jednego gola. Mimo wszystko trzeba podziękować podopiecznym Oresta Lenczyka za poprzednie mecze w Pucharze UEFA, w tym w szczególności za spotkanie z Realem Saragossa. Oby z większym szczęściem radziły sobie polskie drużyny za rok.Po znakomitym rewanżowym meczu z Realem Saragossa, kiedy to piłkarze Wisły wygrali 4:1, wielu kibiców liczyło że i tym razem sprawią niespodziankę i na przykład wywiozą bramkowy remis z Porto, który promował by polską drużynę do następnej rundy Pucharu UEFA. Jednak już pierwsze minuty pokazały, że "nic dwa razy się nie zdarza"...

W 5. minucie Drulović ograł na lewym skrzydle Baszczyńskiego, płasko dośrodkował w pole karne, gdzie Brazylijczyk Pena mimo asysty trzech obrońców Wisły zdołał strzelić gola. Od tego momentu Porto cofnęło się i czekało na rywali na własnej połowie, a że obrona portugalskiej drużyny była bardzo dobrze zorganizowana, Polacy nie potrafili stworzyć żadnego zagrożenia. Z przodu grali tylko osamotnieni napastnicy, Olgiers Moskalewicz i Tomasz Frankowski, którzy w pojedynkę nie mogli wiele zdziałać.Porto groźnie kontrowało, w zasadzie co parę minut Pena lub Capucho sami pędzili na bramkę Sarnata i dopiero rozpaczliwe interwencje ratowały polski zespół przed stratą gola. W 40. minucie powinno być jednak 2:0 za sprawą Kałużnego, który podawał do własnego bramkarza, ale zrobił to zbyt anemicznie. Piłkę przejął Drulović, ale za bardzo zwlekał z oddaniem strzału i w końcu przestrzelił.

W przerwie meczu Orest Lenczyk starał się ratować sytuację i za mało widocznego Kosowskiego wprowadził Marka Zająca, jednak roszada ta niewiele dała. Obraz gry wiele się nie zmienił.W 61. minucie Pena podwyższył na 2:0, ponownie wykorzystując niezdecydowania obrońców. Brazylijczyk najszybciej wyskoczył do piłki bitej z rzutu rożnego i strzałem głową w krótki róg ponownie wpisał się na listę strzelców. W tym momencie było już pewne, która drużyna zagra dalej.Piłkarze Wisły starali się jednak atakować i dwukrotnie byli tego bliscy. W 71. minucie Kałużny strzelał z około 18 metrów, ale trafił w słupek, w 84. minucie zaś Frankowski wbiegł do dośrodkowania w pole karne, ale został przewrócony. Wydawało się, że sędzia podytktuje karnego, jednak skończyło się tylko na rzucie rożnym i żółtej kartce dla Frankowskiego za zbytnie manifestowanie swojego niezadowolenia z decyzji arbitra. Po tej akcji piłkarze Wisły wyglądali, jakby zupełnie pogodzili się już z porażką. Trzeci gol dla Porto był wynikiem rezygnacji Polaków. W 92. minucie wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Pizzi przeprowadził indywidualną akcję w polu karnym polskiego zespołu, podał do niepilnowanego Alejniczewa, który płaskim strzałem pokonał Sarnata i ustalił wynik meczu na 3:0 dla FC Porto.

Przygotował:
Adam Weglarski



Copyright (c) 2000 by Przegląd Piłkarski. All rights reserved.