Przed meczem gorącymi oklaskami na stojąco powitano trenera-legendę
Kazimierza Górskiego, który zasiadł na honorowym miejscu głównej trybuny stadionu
warszawskiej Legii. Tylko ona i prasowe miejsca były wypełnione tego
dnia do ostatniego miejsca.
Mecz rozpoczął się od ataków Polaków, ale nie imponowały one dynamiką. Szybciej
rozgrywali piłkę w kontratakach Islandczycy i trzeba powiedzieć, że defensywa
polskiego zespołu zachowywała się dość biernie. Po jej niefrasobliwym zagraniu 30 m
od bramki Adama Matyska piłkę otrzymał Dadason i bez namysłu próbował zaskoczyć
polskiego bramkarza. Mało brakowało, by sztuka ta mu się powiodła. Piłka odbiła się
od jednego i drugiego słupka, ale na szczęście wyszła w pole. Po tym ostrzeżeniu
Polacy zaczęli grać uważniej i agresywniej. Gra przeniosła się na połowę rywali.
Blisko zdobycia bramki byt Tomasz Hajto, ale piłka po jego uderzeniu z dystansu po
krótko rozegranym rzucie wolnym, w niewielkiej odległości minęła bramkę gości.
Kolejne akcje ofensywne polskiej drużyny zatrzymywały się na islandzkiej defensywie.
Przewaga podopiecznych trenera Engela nie trwała długo. Ich przeciwnicy zaczęli
śmielej atakować, widząc brak koncentracji i pasywną postawę polskich
reprezentantów. Kibice niektóre zagrania swoich pupili kwitowali gwizdami, a zamarli,
gdy w 25 min. spotkania w bardzo dobrej sytuacji do strzelenia gola znalazł się pomocnik
Watfordu Helguson. Na szczęcie skierował on piłkę głową wprost w Adama Matyska.
Najaktywniejszym naszym zawodnikiem był w tym okresie gry Emanue Olisaldebe. Był często
przy piłce, próbował zaskoczyć islandzkiego bramkarza Arasona strzałami z dystansu.
Po jednym z nich golkiper grający na co dzień w Rosenborgu miał
kłopoty ze złapaniem piłki i szkoda, że żaden z kolegów czarnoskórego Polaka nie
był na polu bramkowym, by wepchnąć ją do bramki.
Po przerwie w polskiej drużynie pojawiło się pięciu pikarzy rezerwowych. Wśród nich
był także były gracz ŁKS Tomasz Kos. W swoim debiucie zastąpił on
na pozycji środkowego obrońcy Jacka Zielińskiego. Na boisku znaleźli się zawodnicy,
którym trener Jerzy Engel, jak powiedział przed spotkaniem, dawał ostatnią szansę
wykazania swej przydatności w drużynie narodowej. Wydawało się, że gra nabierze teraz
rumieńców, bo kandydaci do gry w reprezentacji będą na boisku "gryźć
trawę". Nic takiego jednak nie miało miejsca, choć Polacy przyśpieszyli nieco
swoje akcje. W 52. minucie spotkania w sytuacji sam na sam z bramkarzem Islandii znalazł
się Paweł Kryszałowicz, ale strzelił w nogi Arasona. Trzy minuty później po
dośrodkowaniu Rząsy z lewej strony boiska w boczną siatkę trafił piłką Bartosz
Karwan. Kibice czekali jednak na zdobycie przez polską drużynę bramki. Stało się to w
61. minucie meczu. Cypryjski sędzia podyktował rzut karny za zagranie Hreidarssona
ręką w polu karnym po centrze Karwana, a skutecznym egzekutorem jedenastki był snajper Wisły
Kraków Tomasz Frankowski. Była to historyczna bramka dla polskiej
reprezentacji. Ostatnia w XX wieku. Gol nie zaspokoił oczekiwań coraz bardziej
zziębniętych widzów. Głośnym dopingiem domagali się dalszych ofensywnych akcji i
następnych bramek. W 75. minucie spotkania bliski umieszczenia piłki w bramce rywali
był Bartosz Karwan, który bardzo ładnie uderzył z powietrza po dośrodkowaniu Tomasza
Hajty. Kilka minut później Piotr Świerczewski wrzucił piłkę z rzutu wolnego wprost
na głowę Pawła Kryszałowicza, ale napastnik Amiki strzelił tuż nad poprzeczką. W
84. minucie meczu na boisku pojawił się kolejny debiutant Jakub Wierzchowski. Zastąpił
w bramce Adama Matyska i trzeba przyznać, że dzięki jego wspaniałej obronie strzału
Helgusona w 88. minucie gry udało się polskiej reprezentacji utrzymać zwycięski
rezultat do końcowego gwizdka sędziego.
Przygotował:
Adam Weglarski
|