Wywiad ze Zdzisławem Pękalskim / Jadwiga Czyżewicz - Szurlej


Pewnego zimowego dnia spotkałam się w pracowni artysty aby porozmawiać o jego twórczości.

JCS: Używa Pan różnorodnych technik twórczych jak rzeźba, malarstwo, grafika, która z nich jest Panu najbliższa?
ZP: W zasadzie nie skupiam się na jednej technice, w zależności od sytuacji, potrzeb wykonuję to co odzwierciedla stan mojej duszy, co chcę w danej chwili wyrazić, przekazać swoim odbiorcom. Prace, którymi się zajmuję, obejmują kilkanaście dziedzin, pomysły się przenikają, nieraz sytuacja czy przedmiot narzucają technikę tworzenia. Pracuję cyklami, teraz jestem na etapie rzeźby sakralnej, chociaż całego czasu jej nie poświęcam. Tutaj nie da się określić czasu, który przeznaczę swojemu dziełu, czasami jedna praca zajmuje całą noc, a czasami całe życie. Bardzo lubię wykonywać ilustracje do wierszy moich znajomych.

JCS: Kiedy umawiałam się z Panem na rozmowę, wybierał się Pan na kolejne otwarcie swojej wystawy. Dzisiaj jest już po otwarciu, gdzie to było?
ZP: W niedzielę 13.II. br. w Tarnobrzegu została otwarta wystawa i odbył się wernisaż moich prac. Ja wystawiałem prace sakralne, a mój kolega Andrzej Kijowski prace pejzażowe. Wystawa nosi tytuł: "Malarstwo Bieszczadzkich Połonin". Otwarciu towarzyszył Chór prawosławny z Sanoka, który uświetnił to otwarcie cudownymi pieśniami cerkiewnymi. To już trzecia wystawa, którą mam zaszczyt prezentować w tym roku. Pierwsza odbyła się w Ostrowcu Świętokrzyskim, druga w Przemyślu, a mam nadzieję, że i w innych miastach będzie eksponowana, a kiedy uznam, że powinna już wrócić do Hoczwi, to będzie ją można ją tu oglądać.

Zdzisław Pękalski: Grafika.

JCS: Kiedy Pana zauroczyły Bieszczady?
ZP: W latach 50-tych z kolegą przyjechałem w Bieszczady, kiedy je zobaczyłem postanowiłem tu zamieszkać. Zostałem nauczycielem plastyki, bo od najmłodszych lat bardzo lubiłem rysować i malować. Pierwszą pracę podjąłem w Manastercu, wiąże się z tym pewne zdarzenie, które pamiętam do dzisiaj: kiedyś przyjechała z Przemyśla moja matka i załamała ręce nad warunkami w jakich przyszło mi tutaj żyć, ale właśnie te warunki zahartowały mnie na przyszłe lata i pozwoliły poznać tę ziemię od podstaw. To Bieszczady ukierunkowały moją twórczość. Jako student pracowałem przy wykopaliskach, i to doświadczenie wniosło bardzo dużo do moich prac. Kiedy poznałem moją żonę przeniosłem się do Hoczwi, gdzie czuję się wyśmienicie, mam bardzo dobre warunki do pracy, własną galerię i co najważniejsze kontakt z bardzo uzdolnioną młodzieżą. Dochowałem się znanych, bardzo dobrych artystów, którzy pokończyli akademie artystyczne, wystawiają swoje prace, zdobywają uznanie. Dziś w każdej chwili można spotkać u mnie młodych ludzi, którzy pod moim okiem odkrywają swoje talenty.

JCS: A gdzie obecnie można jeszcze spotkać Pana prace ?
ZP: Istnieją dwie ekspozycje całoroczne połączone ze sprzedażą, jedna w Polańczyku, druga na Jaworze. Jest tam kilkanaście moich prac, staram się je często uzupełniać. Moja prywatna, maleńka galeria autorska, która mieści się w moim domu przedstawia tylko niewielki wycinek moich prac, bo większość z nich jest na wspomnianych wystawach. W tej prywatnej galerii odbywają się spotkania młodzieży, przebywających tu na wędrówkach, a także wycieczki z całej Polski. Głęboko w pamięć zapadł mi zaimprowizowany koncert młodzieży z grup oazowych przy akompaniamencie gitar. Moje prace można zobaczyć też za granicą: w USA i w Kanadzie, choć najwięcej jest ich w Europie Zachodniej.

JCS: Czy znajduje Pan czas dla poezji?
ZP: Często wracam do tej formy wyrazu, a nawet staram się publikować moje wiersze. Gdy tylko ukaże się mój kolejny tomik czytelnicy "Echa" dowiedzą się o tym.

JCS: Rozmowa toczyła się dalej, tematów poruszyliśmy wiele, na następne spotkanie zaproszę Szanownych Czytelników w kolejnych numerach, gdyż nasz miesięcznik otrzyma! stałe zaproszenie do pracowni artysty.

Serdecznie dziękuję za rozmowę
Jadwiga Czyżewicz-Szurlej

Echo Bieszczadów - Marzec 2000

(c) Wirtualne Bieszczady 1999 - 2000