Zakopywano je w ziemi. Żeby ukryć. Przed najeźdźcą. Niemieckim. Sowieckim. Żeby ręce wroga nie przetopiły świętych dzwonów. Na broń, rury czy pomniki komunistycznych bohaterów.
W środę 16 czerwca 1999 roku w bieszczadzkiej miejscowości Lutowiska zebrała się grupa ludzi. Byli to przedstawiciele rządu polskiego i strony ukraińskiej. Przybyli do Lutowisk by odnaleźć i odkopać dzwony cerkiewne zakopane w 1951 roku przez mieszkańców wysiedlanych do ZSRR. Przedstawiciele strony ukraińskiej wskazali przewidywaną lokalizację miejsca zakopania dzwonów, a następnie wkroczyli do akcji saperzy, którzy przy pomocy wykrywaczy do metalu ustalili dokładnie gdzie się znajdują dzwony. Wykopano zachowane w doskonałym stanie dwa dzwony cerkiewne o nazwach
- Iwan - ważący około 500 kg
- Michaił - ważący około 150 kg.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy z dnia 15 luty 1962 roku o ochronie dóbr kultury i o muzeach, dzwony te są dobrem kultury i ewentualne ich przekazanie stronie ukraińskiej może być dokonane jedynie na zasadzie wzajemności, (ustalenia drugiego posiedzenia Międzynarodowej Komisji Polsko-Ukraińskiej ds. ochrony i zwrotu dóbr kultury utraconych i bezprawnie przemieszczonych podczas II wojny światowej w Warszawie). Oznacza to, że strona ukraińska by wywieźć dzwony z Polski musi przekazać w zamian jakieś dobra kultury narodowej. Rozmowy między Polską a Ukrainą dotyczące wymiany trwają, a dzwony póki co pozostają w Polsce.
Kiedyś przy każdej cerkwi był dzwon, a często nawet kilka. To był prestiż dla danej parafii, toteż przywiązywano do nich dużą wagę. Kiedy podczas pierwszej wojny światowej masowo zaczęto konfiskować dzwony, tutejszy lud dobrze to zapamiętał. Wiedział, że w obliczu kolejnego konfliktu zbrojnego dzwony spotka podobny los, a Sowieci czy Niemcy pozostaną nieczuli na błagalne prośby o ich pozostawienie. Gdy w l939 roku zbliżała się wojenna pożoga, miejscowi nie tracili czasu i większość dzwonów ukryli, zabezpieczając je przed niechybnym rabunkiem. Gdy w 1947 roku południowo-wschodnie kresy Rzeczpospolitej objęła akcja "Wisła", okoliczna ludność zakopała w ziemi kolejne dzwony. Przede wszystkim dlatego, że miała nadzieję, iż kiedyś tu wróci. Stało się jednak inaczej, a wielu ze świadków tamtych wydarzeń zabrało tajemnicę ukrycia dzwonów do grobu. Nie wiadomo, gdzie powędrowały dzwony z Rabego, które dzięki stanowczej postawie miejscowych parafian dość długo im służyły. Ale UB pozostał nieugięty i w 1953 roku dzwony skonfiskowano. A co stało się z dzwonem wiszącym jeszcze w latach 60-ch na dzwonnicy, przy kościele Najświętszej Marii Panny w Ustrzykach Dolnych, na którym widniał niewyraźny napis w języku ukraińskim? Ile pomników ówczesnych " czerwonych bohaterów" z bieszczadzkich dzwonów odlano? Bo że tak się stało, nie ulega wątpliwości, o czym świadczy choćby przykład pomnika generała Karola Świerczewskiego w Przemyślu, w dużej części stworzony z przetopionych bieszczadzkich dzwonów.
Po kilkudziesięciu latach milczenia, dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych o bieszczadzkich dzwonach z dawnych cerkwi znowu zaczęło być głośno, kiedy swoją ojcowiznę coraz częściej zaczęli odwiedzać byli gospodarze tego terenu, a także ich potomkowie. Nadal próbują oni odszukać miejsca, w których kilkadziesiąt lat temu zakopano dzwony. Na pytanie co stało się z ponad 400 dzwonami z bieszczadzkich świątyń nie odpowiedzą bez wątpliwości ani historycy ani mieszkańcy tych ziem. Jedno jest pewne - wiele z nich nadal spoczywa w ziemi i żyje jeszcze wielu ludzi, którzy dokładnie wiedzą, w którym miejscu. Dopóki jednak greckokatolickie świątynie w Bieszczadach można będzie - jak obecnie - policzyć na palcach jednej ręki, nikt z obdarzonych zaufaniem przez swoich ojców i dziadów osób nie odważy się pisnąć słowa.
Na podstawie artykułu Krzysztofa Potaczały
zamieszczonego w Super Nowościach (13-15 marzec 1998)
Materiał wykorzystano dzięki uprzejmości
Waltera Maksimovicha
autora stron Łemkowie | Łemkowszczyna | Rusine | Rusnaki | Lemaki,...
oraz informacji zdobytych przez
adama